Linki
menu      Ale rzeczą bardziej wstydliwą jest żyć.
menu      Kay Gregory O slubie nie ma mowy Romantyczna jesien, Książki - Literatura piękna, Bonia, Harlequiny nowe różne
menu      Kleinsasser Lois Romantyczne spotkanie, Książki - Literatura piękna, Bonia, Harlequiny nowe różne
menu      Julian Ursyn Niemcewicz - Pogrzeb ksiŕcia Jˇzefa Poniatowskiego, opracowania oświecenie romantyzm
menu      Julian Ursyn Niemcewicz - Dwaj panowie Sieciechowie, opracowania oświecenie romantyzm
menu      Kazimierz Brodzi˝ski - Wybˇr pism (BN), opracowania oświecenie romantyzm
menu      Kodeks wygranych. X przykazań człowieka sukcesu zawiera DVD z 4 godzinami szkoleń Krzysztof Król DOWNLOAD, Poradniki
menu      Korczak Janusz-Król Maciuś l, Książeczki, K
menu      Juliusz Demel Historia Rumunii. Wrocław Ossolineum, historia, Historia krajów-narodów
menu      Julius Caesar - Analysis of Brutus , Języki obce, Jęz. angielski, Literature
menu      Kocham teatr 19 południk t.5 DVD Juliusz Machulski FULL, Inne
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsz5.keep.pl
  • Juliusz Słowacki-Król-Duch, Romantyzm, Juliusz Słowacki

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Juliusz Słowacki

     

    Król-Duch

     

    Rapsod pierwszy

     

    Pieśń II

    Cierpienia moje i męki serdeczne,

    I ciągłą walkę z szatanów gromadą,

    Ich bronie jasne i tarcze słoneczne,

    Jamy wężową napełnione zdradą...

    Powiem... wyroki wypełniając wieczne,

    Które to na mnie dzisiaj brzemię kładą,

    Abym wyśpiewał rzeczy przeminięte

    I wielkie duchów świętych wojny święte.

    II

    Ja, Her Armeńczyk, leżałem na stosie

    Trupem... przy niebios jasnej błyskawicy.

    Kaukaz w piorunów się ciągłym rozgłosie

    Odzywał do ech ciemnej okolicy;

    Niebo sczerniało... ale świeciło się

    Grzmotami... jak wid szatańskiej stolicy...

    A ja, świecący od ciągłego grzmota,

    Leżałem. – Zbroja była na mnie złota.

    III

    I duch nie wyszły z umarłego ciała

    Czuł jakąś dumę, że spokojnie leży;

    A nad nim ziemia poruszona grzmiała

    I unosiły się duchy rycerzy.

    – Trójca widm mój stos ogniem zapalała,

    A ja czekałem, aż piorun uderzy:

    Tak byłem pewny, że w owe rumiane

    Grzmotem powietrze – jak duch zmartwychwstanę.

    IV

    Już przybliżały straszne czarownice

    Chwast zapalony i suche piołuny,

    I moje blade oświeciwszy lice,

    Wrzeszcząc, posępne swe śpiewały runy:

    Kiedy je trzasły aż trzy błyskawice

    I trzy siarczane, ogniste pioruny,

    I tak strzaskały płomienie czerwone,

    Żem je nie martwe sądził, lecz zniknione.

    V

    Wtenczas to dusza wystąpiła ze mnie,

    I o swe ciało już nie utroskana,

    Ale za ciałem płacząca daremnie,

    Cała poddana pod wyroki pana,

    W Styksie, w letejskiej wodzie albo w Niemnie

    Gotowa tracić rzeczy ludzkich miana,

    Poszła: – a wiedzą tylko wniebowzięci,

    Czym jest moc czucia a strata pamięci!

    VI

    Tam, kędy dusze jasne jak brylanty

    Swe dobrowolne czyniły wybory,

    Moc utrudzona biegiem Atalanty

    Szukała tylko szczęścia i pokory...

    Orfeusz między ptaki muzykanty

    Szedł umęczony i na sercu chory;

    A jam pomyślał, że mu śpiewem będzie

    Składać i skrzydła rozszerzać łabędzie.

    VII

    Ulises poszedł w prostego oracza,

    Aby odpoczął po swych wędrowaniach.

    – Tak ludziom Pan Bóg zmęczonym wybacza

    I odpoczywać daje w zmartwychwstaniach!

    Niech wyniszczony pracą nie rozpacza,

    Że mu na ogniach braknie i błyskaniach,

    Ani też myśli, że jest upominek

    Dla ducha większy jaki – nad spoczynek...

    VIII

    Ja sam, z harmonią obeznany młodą

    Własnego ciała, nie chciałem odmiany

    I siadłem smutny nad letejską wodą,

    Nie usta moje myjąc – ale rany.

    Odtąd już nigdy nad cielesną szkodą

    Nie płakał mój duch z ciała rozebrany.

    Ani za wielką sobie brał wymowę

    Otwierać tych ran usta purpurowe.

    IX

    Wszakże letejską przykładając wodę

    Do ran – by pamięć boleści straciły

    – Niejedną poniósł na pamięci szkodę,

    Niejeden obraz stracił senny, miły.

    Jutrzenek greckich różaną pogodę

    Duchy mu nagle ręką zasłoniły,

    A pokazały – jako świt daleki

    – Umiłowaną odtąd – i na wieki!

    X

    Ani gwiaździście, co się w morzach palą,

    A mają w świetle tęczowe kolory

    I są gwiazdami w ciemnicy pod falą

    Tak błyszczącymi, że mórz dziwotwory

    Delfiny w morzu swoje łuski skalą

    I obchodzą je cicho, jak upiory,

    A płynąć wierzchem nad nimi nie śmieją

    – Tak mocno w morzu te gwiazdy jaśnieją:

    XI

    Ani tych gwiaździc jasność tajemnicza

    Tak nie przeraża owe pierwopłody,

    Jak piękność, którąm ja poznał z oblicza

    We mgłach letejskiej zapomnienia wody.

    Nad nią dźwięk – duchów girlanda słowicza;

    – Pod nią – jakoby złote zajścia schody

    Na świat daleki i zamglony wiodły,

    Na kwiatki jasne pod ciemnymi jodły.

    XII

    Z tych łąk i z tych puszcz jakby wiatr poranny

    Pieśnią zapraszał na ziemię szczęśliwą;

    Szedłem... choć strzały numidzkimi ranny...

    Niepewny, czy śmierć? czy żywota dziwo?

    Czy Irys... którą na świat znosi szklany

    Obłok?... a tęcze świecące nad niwą

    Tyle kolorów i słońc tyle mają,

    Że ją nad ziemią na światłach trzymają?

    XIII

    Ona przede mną do lesistych zacisz

    Weszła... a harfy śpiewały wiatrzane:

    "Dobrze ją poznaj – bo wkrótce utracisz.

    Jak sny przez dobre duchy malowane;

    Żywot... tysiącem żywotów zapłacisz

    – A zawsze jedną tę serdeczną ranę

    Przyciśniesz w piersi rękami obiema

    – Tę jedną smętną ranę – że jej nie ma!

    XIV

    "Sławę ci damy... lecz tobie obrzydnie

    – Serce ci damy... ale spustoszeje.

    Przyjdzie do tego, że będziesz bezwstydnie

    Urągał w Bogu mającym nadzieję".

    Na to Ja: "Niechaj me oczy rozwidnię

    Rubinem, który z jej ust światło leje

    – A nie dbam o to, co mię dalej czeka:

    Żywoty ducha – czy męki człowieka?

    XV

    "W jednę girlandę męki me uwiążę

    Jak człowiek, który za tysiące czuje,

    I tą girlandą jako świata książę

    Czoło uwieńczę i ukoronuję;

    Niechajże na mnie idą duchy węże!

    Niech mię świat walczy otwarcie lub truje!

    Niech mię ognistą otoczy otchłanią...

    Choćby aż w piekło wiodła – pójdę za nią!"

    XVI

    Pamiętam ten głos – i straszne zaklęcie,

    Na które odwrzasł mi duch: "To Królowa!"

    I całe mego ducha wniebowzięcie

    Upadło... A wtem jasność przyszła nowa,

    I w tym powietrzu jako w dyjamencie

    Ukazał się wid... Piękność.... córka Słowa,

    Pani któregoś z ludów na północy,

    Jaką judejscy widzieli prorocy...

    XVII

    Słońce lecące trzymała nad czołem,

    A miesiąc srebrny pod nogami gniotła;

    Szła nad lasami i leciała dołem

    Nad chaty, jako komeciana miotła;

    Tęcze ją ciągłym oskrzydlonym kołem,

    W słońcu girlandy niby z kwiatów plotła,

    I na powietrze rzucała niedbale

    Perły – jaśminy i maki – korale.

    XVIII

    Błękit się cały zdawał uśmiechniony,

    Pełny języków złotych niby fala.

    Jak atlas, który bierze różne tony

    I drżąc swe hafty gwiaździste zapala

    – Tak niebo za Nią od północnej strony

    Gwiazdy swoimi łyskające z dala,

    Różnym się dało gwiazdom pozłacanym

    Ukazać w ogniu, od zorzy rumianym.

    XIX

    Więc czego woda letejska nie mogła,

    To Ona swoim zrobiła zjawieniem,

    Że moja dusza na nowe się wzmogła

    Loty... i nowym buchnęła płomieniem.

    A jako pierwszy raz ciało przemogła

    I uczyniła swoim wiernym cieniem

    – Opowiem. – Ja, Her, powalony grzmotem

    Nagle... gdzieś w puszczy... pod wieśniaczym płotem

    XX

    Budzę się. – Straszna nade mną kobieta

    Śpiewała swoje czarodziejskie runy:

    "Ojczyzna twoja" – wrzeszczała – "zabita!

    Ja jedna żywa... a ty zamiast trumny

    Miałeś mój żywot. – Popiołem nakryta

    I zapłodniona przez proch i pioruny,

    Wydałam ciebie, abyś był mścicielem!

    Synu popiołów, nazwany Popielem...

    XXI

    "Sam jeden jesteś... ale cię przymioty

    Ojców napełnią... a Ja dam dwa duchy:

    Na prawo stanie-ć jeden anioł złoty,

    Na lewo jeden z krwi i zawieruchy;

    Ci dwaj... ty trzeci... i mój głos jak grzmoty

    Pędzący w zemstę". – To mówiąc, pieluchy

    Moje chwytała i trzęsąc nad głową,

    Rzucała dzieckiem jak skrą piorunową.

    XXII

    Jeszczem nie dorósł, a już karmem duszy

    Zemsta mi była – a nauką zdrada.

    Często bywało, że ktoś włos mi ruszy

    I we śnie do mnie jak anioł zagada;

    Gdy spojrzę – liść się tylko zawieruszy

    I w kształt złotego widna wstaje – pada

    – Czasem na moją pierś tumanem runie

    – Ręka mi zadrży, nóż się sam wysunie.

    XXIII

    O! pierwsze mego ducha nawałnice,

    Jakże wy straszne wstajecie w pamięci!

    Widzę tę straszną krew jak błyskawicę,

    W której się mój duch niby gołąb kręci;

    Dziś nieraz, kiedy w czarną okolicę

    I w puszczę wejdę... to mię coś tak smęci,

    Że rad bym własne wyrywał wnętrzności!

    Albo u bolów swych prosił litości!

    XXIV

    Do gwiaździc morskich tajemniczej jaśni

    Porównywałem to ludu zjawienie,

    Który żył w chatach próżen wszelkiej waśni,

    A miał z jabłoni swój napój i cienie.

    Królowie jemu panowali właśni,

    Cudowne jakieś Lecha pokolenie!

    Mające w sobie całe Polski Słowo

    – I moc... i rózgę cudów mojżeszową.

    XXV

    Teraz wiem, jako duch pod ziemią widzi

    – A w ślepym często ten cud ujrzysz dziadu,

    Którego wiejski ci pies nienawidzi,

    Żurawianemu gdy podobne stadu

    Za nim się wleką duchy; – świat zeń szydzi,

    Ale go chłopek czuje królem gadu

    I wie, że na te źrenicy blachmany

    Bije świat duchów tęczą malowany.

    XXVI

    Te oczy, ręką zasłonione bożą,

    Czasem pod ziemią idą złota żyłą,

    Aż im się ciemne kurhany otworzą,

    Jak gdyby słońce pod ziemią świeciło!

    Blachy się złote na wzrok ludzki srożą!

    Proch ludzki wstaje pod wzdętą mogiłą

    I w kształt człowieka znowu się układa,

    Na nogi wstaje i w proch się rozpada.

    XXVII

    Oni to widzą – właśnie... gdy gromada

    Urąga... śledząc zamyślone czoło.

    – Ta Mądrość, która cały świat spowiada,

    Dawniej perłową wieńczona jemiołą,

    Z królem na tronie lub przy królu siada

    I w płomieniste się upiorów koło

    Zamyka: nie czar... nie próżna guślarka,

    Lecz Mądrość – chorób duchowych lekarka.

    XXVIII

    Więc wkoło – wioski w wieńce kaliniane

    Strojne i roki poświęcone duchom,

    Mogiły kozom i pasterzom znane,

    Trzody dziwiące się ptaków rozruchom,

    Mogiły dawne... dawno zapomniane!

    Dawno oddane mgłom i zawieruchom...

    Z darni odarte [...]

    [...]

    XXIX

    Czasami tylko jaki Zwyczaj dawny,

    Indyjski, na kształt złotego upiora

    W lasach powstanie. – Kiedy rycerz sławny

    Umrze... to lud go grzebie jak Hektora:

    Dwanaście koni bije i krwią spławny

    Stos... gdzieś pod lasem... pod mgłami wieczora,

    Ubrany w rogi jelenie i w głowy,

    Zamienia w ogień i w słup purpurowy.

    XXX

    Wieszcze się jawią w ogniu i guślarze

    Przepowiadają przyszły świat nieznany.

    Co w pieśni stworzą, to się wraz pokaże

    Przyprowadzone na świat przez szatany.

    Każdy wiek wielkie miał prawdy ołtarze,

    Cześć ducha, ducha namiętne kapłany,

    ...

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jakbynigdynic.opx.pl
  • Design by flankerds.com