[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Julia Justiss
Wdowa i porucznik
Rok 1810, w czasie kampanii na Półwyspie Iberyjskim,
porucznik Bryan Langford ma tylko trzy tygodnie na
udowodnienie swojej skrywanej miłości do wdowy po
przyjacielu, obciążonej długami zmarłego męża. Chcąc
ratować ją z opresji, proponuje jej małżeństwo, z nadzieją, że
zdąży rozkochać ją w sobie, zanim wyruszy na wojnę.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Bryan!
Porucznik Bryan Langford, z Dwudziestego Pułku Dragonów
Lekkich Dunbara, usłyszawszy swoje imię, szybkim krokiem
podszedł do rozkładanego stołu ustawionego na środku namiotu,
w którym mieścił się sztab.
- Cieszę się, że znów cię widzę, Bry- powitał go porucznik
Marsden, unosząc głowę znad stosu raportów. - Powiedz no mi,
czy Jeremy Saybrooke, ten porucznik z Piętnastego Pułku
Karabinierów Konnych, to twój przyjaciel z dzieciństwa?
Bryan uśmiechnął się.
- A tak. Wychowywaliśmy się razem. Niestety, jeśli chcesz go
znaleźć, nie będę ci pomocny. Ostatni raz widziałem go jesienią, w
Lizbonie.
Uśmiech znikł z twarzy Bryana na wspo-
260
mnienie przyczyny takiego właśnie stanu rzeczy. Ani Jeremy, ani
jego żona nie domyślają się zapewne, że uczucia Bryana wobec
pani Saybrooke daleko wykraczają poza przyjacielską życzliwość.
Dlatego też Bryan, kierując się rozsądkiem, postanowił, że będzie
się trzymał z daleka od tej pary małżeńskiej.
Marsden smętnie pokiwał głową.
- Mam dla ciebie przykrą wiadomość, Bry. Saybrooke poległ
wczoraj pod Talawerą.
Całe powietrze uszło z płuc Bryana. Jakby ktoś nagłe poczęstował
go potężnym ciosem w brzuch. Jer nie żyje! Te trzy słowa jakoś
zupełnie nie pasowały do siebie. Każda bitwa niesie ze sobą rany i
śmierć, ale Jeremy zawsze był dzieckiem szczęścia, więcej - jakby
sam diabeł nad nim czuwał. Bryan był przekonany, że jeśli komuś
sądzone jest wrócić z tej wojny bez szwanku, to na pewno tym
kimś będzie Jeremy Saybrooke.
Kiedy minął pierwszy wstrząs, pomyślał o Audrze. Audra...
Skrzywił się, jakby dosięgnął go kolejny cios, tym razem w serce.
Śliczna, promienna Audra, jego wielka, potajemna miłość. Audra
jaśniejąca ze szczęścia tamtego dnia, gdy wychodziła za mąż za
Jeremy'ego i resztki cichej nadziei Bryana rozwiały się jak dym.
Audra rozpacza. Trzeba koniecznie do niej iść.
- Kiedy pogrzeb? - spytał.
- Jutro rano - odparł Marsden, spoglądając na niego ze
współczuciem. - Przykro mi, Bryan. Słyszałem, że Saybrooke był
świetnym oficerem.
261
- Tak. I był to mój dobry przyjaciel, a wdowę po nim znam od
dziecka. Dlatego uważam, że powinienem być na tym pogrzebie.
Marshall może przejąć moje obowiązki na jeden dzień. Powiedz
pułkownikowi, że poszedłem przygotować się do wyjazdu. Wrócę
tu, żeby prosić go
0
dzień urlopu.
- Czyli powiadomić go, że wyjeżdżasz? -Bryanowi udało się
wykrzesać nikły uśmiech.
- Zgadłeś, Charles. Dzięki! - Zasalutował
i długimi krokami wymaszerował z namiotu, zagłębiony w
niewesołych myślach.
Jeremy nie żyje, Audra została sama. Trzeba się nią zaopiekować,
podtrzymać na duchu, pomóc jej w przygotowaniach do podróży,
najpierw do Lizbony, i dalej, do Anglii. Teraz, kiedy Jera już nie
ma, Audra na pewno nie będzie chciała zostać na Półwyspie.
Nagle przystanął, uderzony myślą, która sprawiła, że puls
przyspieszył. Koniecznie musiał zrobić głęboki wdech. Mimo
smutku po stracie przyjaciela poczuł dziwne podekscytowanie,
uzmysłowiwszy sobie jedną, istotną konsekwencję bolesnego
wydarzenia. Jeremy odszedł na zawsze. Jego żona, Audra, jest
teraz wolna.
262
Audra Merrier Saybrooke, czuwając przy zwłokach męża,
złożonych przez towarzyszy broni na twardym żołnierskim
łóżku, nie mogła do końca uwierzyć w jego śmierć. W śmierć
Jeremy'ego Saybrooke'a, który zawsze wszystkich oszukiwał,
zwodził... Tylko pani z kosą nie dała się omamić...
Głupia, brzydka myśl, jakże teraz nie na miejscu. Ale to przez ten
brak sił. Człowiekowi umęczonemu niedobrym życiem łatwo
przychodzi do głowy myśl niestosowna. A przecież ona,
niezależnie od tego, co robił Jeremy-kochała go.
Dotknęła zimnej jak lód twarzy zmarłego. Lanca wroga przebiła
mu serce. Audra obmyła martwe ciało z krwi i ubrała w paradny
mundur. Teraz Jeremy leży cichy, nieruchomy, jakby pogrążony
w najgłębszym śnie.
Nie -Ta nieruchoma maska to nie jest twarz śpiącego Jeremy'ego,
który duszę miał tak niespokojną, że jego twarz nawet podczas
najgłębszego snu mieniła się różnymi uczuciami... Teraz dusza ta
wyzwoliła się ze szczątków doczesnych i poszybowała ponad
równiną Talawery. Już nigdy Jeremy jej nie skrzywdzi...
Po wychudłym policzku Audry spłynęła łza.
Och, Jeremy... A we mnie było tyle miłości...
Nagle w ciszy skrzypnęły drzwi do jej małego pokoju. Brzęk
ostróg nakazał jej szybko otrzeć łzę.
- Bardzo ci współczuję, Audro.
Porucznik Allensby z Piętnastego Pułku Karabinierów Konnych,
towarzysz broni Jera, także jego wierny kompan do kieliszka.
- Jeremy był dobrym żołnierzem i najlepszym druhem. Będzie mi
go brakowało.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]